Stowarzyszenie Homiletów Polskich wraz z Wydziałem Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego i Katedrą Komunikacji Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie było organizatorem sympozjum homiletycznego na temat „Liturgiczne przepowiadanie do dzieci. Szanse i zagrożenia”. Sympozjum odbyło się w Nysie i Opolu w dniach 21-22 października 2013 roku. Uczestnicy sympozjum mieli okazję przypomnieć sobie najważniejsze zasady dotyczące przepowiadania do dzieci, zawarte w oficjalnych dokumentach Kościoła, uświadomić zagrożenia i największe problemy w tej dziedzinie oraz usłyszeć kilka ciekawych propozycji na przyszłość. Jestem przekonany, że zainteresują one również czytelników „Biblioteki Kaznodziejskiej” i pomogą z jeszcze większym zaangażowaniem podjąć wysiłek głoszenia homilii do dzieci.
Pomoce audiowizualne – korzystać czy nie korzystać?
Sympozjum rozpoczęły dwa fundamentalne wykłady, w których prelegenci przypomnieli teologiczne podstawy przepowiadania do dzieci. Ksiądz dr hab. Henryk Sławiński z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie mówił o Mszy Świętej i homilii w Dyrektorium o Mszach Świętych z udziałem dzieci, zwracając uwagę na aktualność Dyrektorium w 40. rocznicę powstania dokumentu. Ksiądz dr hab. Hubert Łysy z Uniwersytetu Opolskiego podjął natomiast temat „Homilia do dzieci w polskiej posoborowej teorii i praktyce homiletycznej”.
Kolejnym wykładowcą pierwszego dnia sympozjum był biskup Antoni Długosz z Częstochowy, znany nie tylko jako teoretyk, ale przede wszystkim praktyk przepowiadania do dzieci. Ksiądz biskup pokazał uczestnikom sympozjum nagrania telewizyjne dokonane podczas głoszonych przez niego homilii do dzieci młodszych i starszych, w których wykorzystywał różnego rodzaju rekwizyty. Zachęta do wykorzystywania podczas homilii elementów audiowizualnych, zarówno religijnych, jak i świeckich, stała się punktem wyjścia do dyskusji na ten temat. Nie wszyscy uczestnicy sympozjum podzielali ten pogląd. Wątpliwości nie budzi wykorzystywanie podczas homilii przedmiotów związanych z liturgią, natomiast rekwizyty innego rodzaju (kukiełki, zabawki, plansze, plakaty, zdjęcia itp.) należy stosować roztropnie, aby nie przekreślić sakralnego charakteru liturgii. Jeśli pytanie o to, czy używać rekwizytów nie budzi wątpliwości, to jednak trzeba się zastanawiać nad tym jakich rekwizytów używać i w jaki sposób to czynić?
Ksiądz dr hab. Henryk Sławiński z Krakowa, zabierając głos w dyskusji pytał, czy stosowanie rekwizytów i innych elementów w celu uczynienia homilii bardziej „atrakcyjną”, nie zamienia jej w katechezę? Homilia to nie katecheza. Gdzie zatem jest granica między homilią a katechezą? Czy można przepowiadać Boga bez Boga – pytał inny z dyskutantów. Gdzie jest granica „atrakcyjności” homilii i całej Mszy Świętej? Czy rzeczywiście głosimy Pana Jezusa dzieciom, czy tylko wydaje nam się, że Go głosimy, jeśli tak naprawdę nie ma Go w przepowiadanym przez nas słowie?
Czy jest rzeczą właściwą wyświetlanie krótkich filmów podczas liturgii? Jak oceniać takie praktyki – to kolejne pytania, które padały w dyskusji. Zwrócono też uwagę, że parafrazowanie tekstów biblijnych zawartych w lekcjonarzu (opowiadanie ich własnymi słowami albo zamienianie słów w tekście biblijnym) jest nie do przyjęcia.
Ksiądz biskup Długosz proponował homilistom stosowanie czasu teraźniejszego w odniesieniu do wydarzeń historycznych, opisanych w Piśmie Świętym, również w Starym Testamencie. Historia zbawienia nadal trwa! Ona dokonuje się tu i teraz – przekonywał słuchaczy bp Długosz.
W dyskusję włączyła się też dr Maria Ligęza, psycholog z UPJPII w Krakowie, która zwróciła uwagę na często popełniany przez kaznodziejów błąd, polegający na zachęcaniu dzieci do powtarzania, wypowiadanych przez niego krótkich fragmentów zdań. Jeżeli dzieci powtarzają jakieś słowa, to wcale nie znaczy, że je rozumieją, zwłaszcza, gdy powtarzają tekst rozbity, podzielony na krótsze frazy.
Przekaz treści biblijnych
Ksiądz dr Andrzej Ziółkowski CM w swoim wystąpieniu podkreślił konieczność korzystania z komentarzy biblijnych podczas przygotowywania homilii do dzieci. Wydawać by się mogło, że komentarze biblijne nie są przydatne w przepowiadaniu do dzieci. Prelegent pokazał, że dobry komentarz może pomóc w wydobyciu jakiegoś jednego, centralnego obrazu, budzącego wyobraźnię i tym samym w przygotowaniu dobrej homilii do dzieci. Teksty biblijne pełne są takich obrazów. Komentarze biblijne pomagają homiliście w ich odczytaniu. Zbyt często rezygnujemy z biblijnych obrazów, czy historii (również ze Starego Testamentu) na rzecz współczesnych opowiadań, wprowadzanych w treść przepowiadania do dzieci.
W kolejnym wystąpieniu, brat Tadeusz Ruciński FSC zachęcał, by przepowiadanie poprzedzić zdobyciem wiedzy o tym, kim są nasi najmłodsi słuchacze. Jakie są dzieci, które nas słuchają i czym różnią się od naszych wyobrażeń o nich? Psychologia i pedagogika mogą nam tutaj pomóc. Prelegent zwrócił uwagę na ogromne różnice między dziećmi przedszkolnymi, a tym z ostatnich klas szkoły podstawowej. Nie można wszystkich dzieci traktować tak samo. Są jednak pewne cechy wspólne, które charakteryzują pokolenie najmłodszych słuchaczy homilii – mówił brat Ruciński. Dzisiaj często mamy do czynienia z dziećmi, które są coraz lepiej skomunikowane ze światem za pomocą najnowszych wynalazków techniki, ale nie są zdolne do prawdziwej komunikacji z drugim człowiekiem. Język najmłodszych staje się coraz bardziej prymitywny, dzieci używają coraz mniej słów. Wyrasta nam głuche pokolenie, ze słuchawkami na uszach – pokolenie, które nie słucha, z którym nie ma kontaktu – twierdził prelegent.
„Ten kto uczy Jasia matematyki, musi znać matematykę, ale musi znać też Jasia. Podobnie kaznodzieja, musi znać swoich słuchaczy i wiedzieć o nich jak najwięcej” – mówił brat Ruciński. Podkreślił też, że w naszym przepowiadaniu brakuje opowiadania, przypowieści. Homilia – jego zdaniem – powinna być przypowieścią, która aktualizuje życie dziecka.
Wypowiedzi prelegentów w pierwszej części sympozjum zrodziły wiele pytań i wątpliwości. Pytano między innymi o to, jak ocalić kerygmat w przepowiadaniu do dzieci? Często dzieje się tak, że to dzieci, a nie ksiądz, głoszą homilię. Co robić, by do tego nie dopuścić?
Homilie do dzieci w ocenie biblisty i liturgisty
Popołudniową sesję pierwszego dnia sympozjum rozpoczęły refleksje biblisty, liturgisty i językoznawcy na temat przepowiadania do dzieci. Wszyscy zwracali uwagę na konieczność uwzględnienia obecności rodziców, dostrzeżenia godności dziecka i podjęcia starań o prawidłową formację mentalności trynitarnej dziecka. Ksiądz dr Wacław Borek z Opola przypomniał, że w czasach Pana Jezusa ewangeliści dostrzegali obecność dzieci. Prelegent podkreślił też, że Jezus przełamał zwyczaj nieukazywania dziecka jako przykładu, bo przecież również dzieci są uwzględnione w zbawczym planie Boga. Jaką funkcję pełnią opowiadane dzieciom podczas homilii bajki – pytał ks. Borek. Dlaczego tak rzadko odwołujemy się do prawdziwych historii biblijnych i przykładów zawartych w Piśmie Świętym?
Analizując homilie zamieszczane na stronach internetowych prelegent zauważył, że część z nich nie spełnia wielu kryteriów i wymogów stawianych przez homiletyków, a jednak cieszą się one dużą popularnością i odnotowują dużą ilość wejść internautów. Jeden z najważniejszych postulatów to zdaniem ks. Wacława Borka, jak najszybsze przygotowanie i opublikowanie w języku polskim lekcjonarza z czytaniami biblijnymi na Msze Święte z udziałem dzieci.
Liturgista, ks. dr hab. Erwin Mateja z Uniwersytetu Opolskiego, wspomniał w swoim referacie o przypadającej w 2013 roku, 40. rocznicy opublikowania Dyrektorium o Mszach Świętych z udziałem dzieci, w którym czytamy między innymi: „We wszystkich Mszach z udziałem dzieci ważne zadanie spełnia homilia: która wyjaśnia słowo Boże. Homilia skierowana do dzieci niekiedy będzie przechodzić w dialog z nimi, chyba, że lepiej jest, aby dzieci słuchały w milczeniu” (48). Wykładowca zwrócił uwagę, że Msza Święta jest jednym aktem kultu, dlatego nie powinno się rozdzielać uczestników liturgii słowa i przeprowadzać ją osobno dla dzieci i osobno dla dorosłych? Odwołując się do 35. i 36. punktu wspomnianego wyżej Dyrektorium, ks. Mateja przypomniał, że w liturgii występuje szereg elementów wizualnych, które można wykorzystać, co nie oznacza, że nie można wprowadzać innych. Właściwą rzeczą byłoby – zaznaczył prelegent – wykonywanie takich pomocy wraz z dziećmi i posługiwanie się podczas liturgii obrazami, które zrobiły dzieci. Profesor Uniwersytetu Opolskiego przypomniał też o momentach ciszy w liturgii, często niestety lekceważonych przez celebransów. Nie powinniśmy z nich rezygnować pod żadnym pretekstem również podczas Mszy Świętej z udziałem dzieci. Uczestnik liturgii, obojętnie ile ma lat, czy jest dzieckiem, czy osobą dorosłą, musi czuć, że to co jest mówione z ambony jest adresowane do niego. On musi się czuć dobrze – dodał ks. Mateja – również podczas homilii. Udział w liturgii powinien dla każdego być zaszczytem, a nie smutnym obowiązkiem. Wykładowca podzielił się też z uczestnikami sympozjum kilkoma postulatami i zaapelował o częstszy dialog z dziećmi, ale też o zwrócenie uwagi na to, czy dzieci są przygotowane do dialogowej formy homilii, o większą znajomość uczestników liturgii – dobrze jest jeśli kaznodzieja zna dzieci i może po imieniu poprosić dziecko o udzielenie odpowiedzi na zadane pytanie. Warto zastanowić się nad pomocami, które używane są w liturgii, zwłaszcza podczas homilii. Często paleta pomocy jest tak szeroka, że niektóre wywołują uśmiech na twarzach słuchaczy. Warto podejść do tej kwestii z większą roztropnością – sugerował ks. dr hab. Erwin Mateja. Na zakończenie swojego wystąpienia jeszcze raz odwołał się do Dyrektorium o Mszach Świętych z udziałem dzieci, w którym czytamy: „We Mszy z udziałem dzieci duże znaczenie ma pouczenie przed końcowym błogosławieństwem, ponieważ dzieci przed rozesłaniem potrzebują pewnego powtórzenia i zastosowania tego, co już słyszały. Trzeba to zrobić w bardzo krótkich słowach. Zwłaszcza w tym momencie wypada ukazać związek między liturgią a życiem” (54). Warto wykorzystać ten moment, powtarzając na przykład jakąś myśl z homilii.
Ocena i sugestie językoznawcy
Kolejną opinią na temat homilii do dzieci była opinia językoznawcy, którą przedstawiła dr Aneta Załazińska z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prelegentka zwróciła uwagę na cztery aspekty. Pierwszy to wymogi odbiorcy z punktu widzenia języka – w tej kwestii pojawia się często problem dostosowania języka do potrzeb i możliwości rozwojowych dzieci z uwzględnieniem różnych grup wiekowych najmłodszych słuchaczy homilii. Na zagadnienia związane z językiem trzeba też patrzeć od strony wymogów jakie stawia przed homilistą gatunek jakim jest homilia. Nie można tego aspektu lekceważyć. Trzecią istotną sprawą jest rozróżnienie mowy od pisma. Homilie są mówione. Odczytywanie napisanego tekstu nie jest mową żywą – zwróciła uwagę dr Załazińska. Czwarta sprawa, o której musi pamiętać głoszący homilię do dzieci to interaktywność – liturgia, a wraz z nią homilia to spotkanie, w którym uczestniczy wiele osób.
Księża głoszący homilie do dzieci – zdaniem prelegentki – intuicyjnie starają się sprostać tym czterem podstawowym wymaganiom. Jest jednak kilka słabszych punktów. Powinniśmy unikać w homiliach do dzieci pytań o to, co było przeczytane, zadawanych w sposób nieprzemyślany i czasami nieco infantylny. Na przykład: „Pamiętacie jaka była Ewangelia?” albo „O czym przed chwilą słyszeliśmy?”. Niewłaściwe jest też stosowanie tzw. pytań urywanych. Kaznodzieja zwracając się do dzieci z pytaniem mówi: „Jak nazywał się ten apostoł…? Jak się nazywał? Jak?” albo chcąc dowiedzieć się od dzieci jakie przypada dzisiaj święto mówi: „Dzisiaj mamy święto Nie…, Niepo…, Niepoka…”, a dzieci mają zgadnąć i dopowiedzieć jakie jest święto.
W poruszanej już wcześniej przez innych prelegentów kwestii dialogu z dziećmi, dr Załazińska zwróciła uwagę, że często mamy do czynienia z pozorowaniem prawdziwego dialogu. Dialog nie może być też „przerywnikiem” w homilii.
Jeśli dzieci mają zapamiętać coś z homilii, trzeba pewne rzeczy powtórzyć nawet kilka razy – nie ma w tym nic złego. Może to być coś w rodzaju refrenu, który łatwiej będzie dzieciom zapamiętać. Istotną rolą, również w homiliach do dzieci, odgrywają zwroty adresatywne. Zwykle do dzieci mówimy „Kochane dzieci”, a dlaczego nie – jak do dorosłych – „Siostry i bracia”?
Niewłaściwe jest – zdaniem prelegentki – stosowanie bezpośrednich nawiązań do codziennej rzeczywistości, w której żyją dzieci. Czasami takie nawiązania są nadużywane, np. „Apostołowie grali w playstation” albo „Apostołowie robili sobie grilla z Panem Jezusem”. Negatywnie należy też ocenić stosowanie potocyzmów w homiliach do dzieci: „Tak się zastanawiam, kurczę!, o czym wam dzisiaj powiedzieć?”, jak również posługiwanie się tzw. młodzieżowym slangiem, ale w momencie, gdy on już wychodzi z użycia. Zazwyczaj księża (czy zasadniczo dorośli) są w tej materii spóźnieni. Młodzież reaguje alergicznie na stosowanie przez dorosłych słów, które już wyszły z ich aktualnej mody.
W homiliach do dzieci można, a nawet powinno się w pewnych sytuacjach używać zdrobnień, ale trzeba unikać infantylizacji. Można powiedzieć do młodszych dzieci „mamusia” albo „tatuś” ale mówienie „kawusia” czy „śniadanko”, to już jest właśnie przesadna infantylizacja wypowiedzi.
Zdarzają się stwierdzenia całkowicie niezrozumiałe dla dzieci, np. „radość i godność dziecka Bożego”, czy „Jan Paweł II został wyniesiony do chwały ołtarzy”. Zdarza się dokonywanie infantylizacji, ale bywa też zupełnie na odwrót, gdy mówimy, że ktoś coś uczynił, zamiast powiedzieć po prostu zrobił, albo dzieci miłują zamiast kochają, czy też niewiasta zamiast kobieta.
Użytecznym narzędziem retorycznym jest stosowanie w homiliach do dzieci inkluzywnego „my” wtedy, gdy mamy to samo doświadczenie, co dzieci. Można powiedzieć, że „spotkamy się na nabożeństwie różańcowym” ale już nie powinno się mówić, że „odrobimy zadanie domowe” (dzieci tak, ale ksiądz już nie). W drugim przypadku użycie inkluzywnego „my” nie jest właściwe.
Prelegentka zwróciła też uwagę na ogromną rolę dydaktyczna, jaką mają do spełnienia homiliści. Oni są dla dzieci autorytetami i dlatego z ich ust dziecko nie powinno usłyszeć złych, czy niepoprawnych form. Nie powinniśmy też powtarzać w homiliach sformułowań potocznych, ale błędnych, na przykład „być u komunii świętej” zamiast poprawnej formy „przyjąć komunię świętą”.
Homilie do dzieci z perspektywy psychologa i pedagoga
Jako ostatnie, w pierwszym dniu sympozjum, zabrały głos dwie panie – psycholog i pedagog. Doktor Maria Ligęza z UPJPII z Krakowa zwróciła uwagę na trzy fazy dzieciństwa: wczesne (0-3), średnie (4-6 lub 7) oraz późne (7-10 lub 11 lat). Ważne jest rozróżnienie, czy mówię do 3-latka czy 5-latka. Już od około 3. roku życia możemy mówić o odbiorcy, o adresacie naszej wypowiedzi. Uwzględnienie wieku dziecka musi iść też w parze z poznaniem jego cech indywidualnych, które mogą nieco odbiegać od zasadniczej charakterystyki danej grupy wiekowej czy fazy dzieciństwa. Ważne jest uczenie najmłodszych dzieci sprawności językowej, sprawności odbioru ale też umiejętności dialogu, interakcyjności – wiele mam uczy tego intuicyjnie już od małego dziecka.
Doktor Ligęza zwróciła też uwagę na konieczność współpracy z rodzicami. Za mało podkreśla się znaczenie rodziny, zapominamy, że jesteśmy Kościołem domowym. Wychowanie religijne dokonuje się przede wszystkim w domu, jest ono złożonym procesem, który przebiega krok po kroku i nie da się przeskoczyć pewnych etapów. Niestety dzisiaj często brakuje wspólnoty w rodzinie, nie ma rozmów z dziećmi, brakuje bycia razem. To wszystko nie sprzyja właściwemu rozwojowi dziecka i nabywaniu przez nie umiejętności komunikacyjnych.
Doktor Ligęza mówiła też o znaczeniu miejsca, w którym odprawia się nabożeństwo i głosi homilię. Dzieci muszą się oswoić z tym miejscem, muszą się z nim zapoznać, aby mogły w nim dobrze się czuć. Ważne jest również zwrócenie uwagi na to co nagradzamy: nie powinniśmy podczas nabożeństwa czy po jego zakończeniu nagradzać np. rysunków dzieci ale możemy nagrodzić (rozdając wszystkim np. obrazki albo cukierki) wysiłek, który włożyły w przygotowanie tych rysunków.
Zdaniem pani psycholog msze święte z udziałem dzieci są potrzebne i konieczne. Od 3. roku życia dzieci mogą w nich uczestniczyć. Trzeba jednak pamiętać, by taka msza trwała krócej niż msze święte dla dorosłych oraz by krótsza była homilia. Ważną rolę odgrywa osoba księdza. Nie każdy nadaje się do roli duszpasterza i kaznodziei dzieci. Trzeba uczyć dzieci bardzo różnych pieśni religijnych, a nie tylko śpiewać infantylne, dziecięce piosenki. Msza święta powinna też być pozbawiona elementów zabawowych. Eucharystia to nie jest zabawa. Wprowadzając zabawę do liturgii można z sacrum uczynić profanum, a na to nie powinniśmy pozwolić. Zdaniem psychologa, dzieci powinny uczestniczyć w Eucharystii razem z rodzicami, natomiast dla młodszych dzieci dobrze byłoby przewidzieć odrębne kazanie.
Siostra dr hab. Anna Walulik CSFN zaproponowała w swoim wystąpieniu, aby spojrzeć na homilię do dzieci, jak na sytuację wychowawczą. Dziecko nie musi wszystkiego rozumieć, ono potrafi uszanować tajemnicę, ale musi być poważnie traktowane. Najrozsądniejszym rozwiązaniem wydaje się mówienie homilii, jakby w dwóch częściach, do dorosłych i do dzieci.
Wiara ze słuchania czy ze słuchania i widzenia w homiliach do dzieci?
Pierwszy dzień sympozjum zakończył interesujący występ Teatru „A” z Gliwic, który zaprezentował dwie sztuki „Stworzenie świata” i „Ewangelijne przypowieści”. Natomiast drugi i zarazem ostatni dzień sympozjum przeznaczono na dyskusję panelową, która odbyła się w Opolu w jednej z auli Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego. Pytania i dyskusja dotyczyły tematu całego sympozjum: „Szanse i zagrożenia przepowiadania homilijnego do dzieci”. W dyskusji wracano też do wcześniej podjętych kwestii. Mówiąc do dzieci – zauważył jeden z uczestników panelu – trzeba odwoływać się do kategorii dziecięcego świata (również w języku). Należy posługiwać się językiem zrozumiałym ale nie infantylnym, prostym ale nie prostackim, poprawnym ale nie hiperpoprawnym. W homiliach do dzieci musi pojawiać się „mowa żywa”. Ona jest konieczna w przepowiadaniu do najmłodszych.
Jeden z dyskutantów zaproponował współtworzenie homilii do dzieci przez rodziców, siostry zakonne, katechetki, czy księży z parafii na etapie jej przygotowania. Wspólne przygotowanie homilii może rodzić wspaniałe owoce. Ważna też jest – zauważył inny z uczestników panelu – adresatywność. Trzeba poszukać słuchacza i wziąć go na poważnie, bez względu na to ile ma lat.
W dyskusji powracał też wcześniej podejmowany temat infantylizacji oraz przesadnego mnożenia rekwizytów. Może się zrodzić niebezpieczeństwo, że dziecko zapamięta tylko rekwizyt i nie będzie go umiało połączyć z przesłaniem homilii.
Podczas dyskusji przypomniano też, że liturgia stanowi całość. Śpiewy, jak i inne elementy, też są częścią liturgii i należy je wykorzystać – nie tylko homilię. Dzieci coraz mniej śpiewają, a właśnie piosenka śpiewana przez dzieci byłaby trafnym uzupełnieniem homilii. Słabo wykorzystujemy od strony kaznodziejskiej np. moment przed błogosławieństwem.
Jeden z profesorów zwrócił uwagę na istotną kwestię, że w literaturze homiletycznej nie mam czegoś takiego, jak homilia do dzieci. Jest tylko jedna homilii, choć różny może i powinien być jej język.
Homilia jest jednym aktem liturgicznym, tak samo jak przeistoczenie czy inne elementy liturgii. Dziwić więc może – zauważył jeden z uczestników dyskusji – że na przeistoczenie nikt nie zakłada na rękę pluszowej małpki, a na homilię tak. W różny sposób traktujemy więc poszczególne elementy tej samej liturgii. Chrońmy homilię przed tym i nie sprowadzajmy zadań duszpasterskich do działań czasowych.
Dopełnieniem dwudniowego sympozjum było spotkanie Stowarzyszenia Homiletów Polskich, któremu przewodniczył ks. prof. dr hab. Wiesław Przyczyna.