FORUM HOMILETYCZNE

Zauważyć Gospodarza!

23/06/15 o. Gerard Siwek CSsR
W związku ze śmiercią o. prof. Gerarda Siwka CSsR, wybitnego homiletyka i wieloletniego współpracownika oraz autora kilkudziesięciu tekstów publikowanych na naszych łamach, chcemy przypomnieć jeden z felietonów śp. Ojca Profesora, który ukazał się w „Bibliotece Kaznodziejskiej” 2/2015. Przypominając ten tekst, chcemy podziękować Ojcu Profesorowi za wszystkie sugestie i rady, którymi nas wspierał w redagowaniu naszego miesięcznika oraz wielką życzliwość okazywaną redakcji „Biblioteki Kaznodziejskiej”.
W związku ze śmiercią o. prof. Gerarda Siwka CSsR, wybitnego homiletyka i wieloletniego współpracownika oraz autora kilkudziesięciu tekstów publikowanych na naszych łamach, chcemy przypomnieć jeden z felietonów śp. Ojca Profesora, który ukazał się w „Bibliotece Kaznodziejskiej” 2/2015. Przypominając ten tekst, chcemy podziękować Ojcu Profesorowi za wszystkie sugestie i rady, którymi nas wspierał w redagowaniu naszego miesięcznika oraz wielką życzliwość okazywaną redakcji „Biblioteki Kaznodziejskiej”.
 
Jezus opowiadał przypowieść o pewnym gospodarzu, który urządził wielką ucztę i zaprosił wielu (por. Łk 14,16-24). Ucztą jest Eucharystia. Gospodarzem jest Jezus. Gośćmi przez Niego zaproszonymi jesteśmy my. Jako wezwani na służbę Ludowi Bożemu, jesteśmy zaproszeni nie tylko do zasiadania przy stole i spożywania, ale i do przemawiania, do wygłoszenia swego rodzaju okolicznościowego „toastu na Uczcie Pana”; tak przecież można by metaforycznie określić homilię.
Pozostając przy obrazie uczty i wygłaszanym na niej toaście, pomyślmy, jaki nietakt popełniłby mówca, gdyby przemawiając nie zauważył obecnego gospodarza, nie zwrócił na niego uwagi; gdyby przemawiał tak, jakby gospodarza nie było. Tym większy byłby nietakt, gdyby mówca mówił o gospodarzu, przytaczał jego opinię – jego samego do głosu nie dopuszczając.
Ta znana nam z uczestnictwa w różnego rodzaju „ucztach” sytuacja przychodzi mi niekiedy na myśl podczas sprawowania Eucharystii. Odbywa się to tak, jak byśmy mieli do czynienia z wypełnieniem pewnego religijnego rytuału, w którym wszystko sprowadza się do gestów, słów, śpiewów – możliwie poprawnie wykonanych. Trwa jakaś symboliczna, religijna uczta pod nieobecność jej gospodarza. Ujawnia się to najbardziej podczas wygłaszanego przemówienia. Zazwyczaj padają słowa i o Gospodarzu, ale w wymiarze historycznym; także o dokonanym przez Niego dziele, o aktualności i doniosłości tego dzieła o potrzebie przestrzegania pozostawionych nam przez Niego wskazań. Aktualna obecność Gospodarza Uczty pozostaje niezauważona.
A przecież to, co najtrafniej określa misterium tejże Uczty, to właśnie Obecność tu i teraz Jej Gospodarza. Nie we wspomnieniach! Tu i teraz.
Zauważenie Gospodarza to właściwie inne określenie mistagogicznego wymiaru homilii. Sprowadza się on do głoszenia jej w świadomości obecności Zmartwychwstałego Pana; ukazywanie Jego obecności pod zasłoną sakramentalnych znaków; przygotowywanie do zjednoczenia z Nim w Komunii. Ogólniej mówiąc pomaganie uczestnikom Eucharystii być współczesnym Chrystusowi.
Zastanawia, dlaczego ten tak istotny wymiar homilii pozostaje ciągle, jak wykazują badania, największą jej słabością. Wymiar przecież tak istotny, że określający samą jej naturę. 
Być może, że sprawia to głęboko zakorzeniony w nas homiletyczny dydaktyzm wypowiadający się w przekonaniu, że przepowiadanie swój cel może najpełniej osiągnąć przez pouczanie i napominanie.
Wchodzić tutaj w grę może obiegowa, a niepełna koncepcja homilii jako egzystencjalnej egzegezy odczytanych fragmentów Pisma świętego. Kaleka koncepcja homilii, która zachowuje jedno ramię wiążące ją z czytaniami liturgicznymi, ale drugie – które powinno ją łączyć z najgłębszą tajemnicą sprawowanego misterium – ma odcięte. Taka egzegeza Pisma świętego może się dokonywać przecież i poza ściśle liturgicznym kontekstem – a więc nie decyduje o istocie homilii. O tej istocie decyduje natomiast związek z kontekstem liturgicznym, którego jest integralną częścią, czyli z obecnym w znakach sakramentalnych zmartwychwstałym Panem. Jeżeli natomiast tego związku nie ma, nie tylko homilia jest zubożona, lecz i sprawowane misterium, jego uczestnicy zaś pozbawieni pomocy owocniejszego w nim uczestnictwa.
Być może, że trudność w zauważeniu Gospodarza podczas eucharystycznej Uczty jest raczej duchowej, niż homiletyczno-retorycznej natury? Być może łatwiej by nam to przychodziło, gdybyśmy intensywniej żyli na co dzień świadomością stałej „obecności Nieobecnego”! Wówczas przystępując do sprawowania Eucharystii i wygłaszania homilii spontanicznie wchodzilibyśmy w atmosferę obecności zmartwychwstałego Pana, co przebijałoby przez nasze gesty i słowa, udzielając się naszym słuchaczom. Dowodzi tego Eucharystia sprawowana w różnego typu wspólnotach podstawowych. Mistagogicznego wymiaru homilii nie da się zagrać. Pozostaje on bowiem zawsze miarą mistagogicznego przeżywania naszego życia w ogóle.
Być może, że brak nam ciągle nawyku w tym względzie, jakichś dobrych wzorów współczesnych homilii mistagogicznych; odpowiedniego języka – zrozumiałego dla współczesnych.
Być może, że w nawale duszpasterskich obowiązków brak nam po prostu odrobiny czasu i wysiłku, aby dostrzec związek rozważanych treści z obecnym w Eucharystii Zmartwychwstałym Panem. A przecież przy odrobinie czasu i wysiłku łatwo byłoby nam dostrzec związek z Nim każdej rozważanej prawdy; zauważyć, że to, o czym mówimy nie pozostaje czystą teorią, historią, lecz realizuje się pod osłoną znaków sakramentalnych tu i teraz!
Nie wiem, czy mam rację, ale wydaje mi się, że w wielu przypadkach zagrożeniem dla mistagogicznego kaznodziejstwa staje się „kaznodziejstwo misyjne”, czyli nastawione na dotarcie ze słowem Bożym do kręgów społeczeństwa zlaicyzowanego, nie reagującego już na „chrześcijańskie misteria”. Chodzi oczywiście o „kaznodziejstwo misyjne” opatrznie rozumiane, nadgorliwe, które chciałoby swoje słuszne cele osiągać przez pozbawianie liturgii i głoszonego podczas niej słowa, misteryjnego wymiaru, odważyłbym się nawet powiedzieć zeświecczania liturgii tak, aby stała się ona strawna dla zlaicyzowanego odbiorcy; zamieniać religijne przeżywanie w atrakcyjne zabawianie. Owszem, jednym z torów, po którym przebiegać ma nowa ewangelizacja, musi być jej dobrze rozumiana „misyjność”, czyli zabieganie o obecność chrześcijaństwa w zdechrystianizowanej kulturze, poszukiwanie różnych godziwych sposobów docierania do ludzi oddalonych od Kościoła. I chwała tym, którzy to czynią! Ale nowa ewangelizacja musi przebiegać i po drugim torze, może mniej efektownym stąd trudniejszym, którym powinno być pogłębianie mistagogicznego przeżywania liturgii i życia chrześcijan praktykujących. Nie może rezygnować z mistagogii, spłycać liturgicznych celebracji ze względu na drobny procent tych, którym trudno jest pojąć, w czym właściwie uczestniczą. Misterium jako ze swej natury fascinosum, samo z siebie pociągać ich będzie ku sobie. Gorzej by było, gdyby nie miało co pociągać, gdyż misterium zostało wyparte przez różnego rodzaju uatrakcyjniające liturgię populistyczne zabiegi. Gdyby do tego doszło, stalibyśmy się jakimś stowarzyszeniem religijnym, a nie wspólnotą Chrystusowego Kościoła. Wielkie w tym zakresie zadanie ma do spełnienia homilia pod warunkiem, że głoszona podczas eucharystycznej Uczty, będzie – zauważać Gospodarza!
 
Dzięki niej „Bibliotekę Kaznodziejską” będziesz otrzymywał regularnie, w specjalnej cenie i z bezpłatną wysyłką! Sprawdź, jakie dodatkowe korzyści przygotowaliśmy dla Prenumeratorów.