FORUM HOMILETYCZNE

Czego może nas nauczyć kardynał Martini?

11/02/15 Tomasz Budnikowski
Był jednym z tych, o których mówiono, że będzie następcą Jana Pawła II. Tak się jednak nie stało. W 2005 roku, po śmierci polskiego papieża, zebrani na konklawe elektorzy nie mieli chyba dość odwagi, aby Stolicę Piotrową powierzyć choremu na Parkinsona mediolańskiemu kardynałowi Carlo Martiniemu. Hierarcha ten pełniący urząd arcybiskupi w największej diecezji świata znany był jako wybitny biblista. W 1969 roku został rektorem Papieskiego Instytutu Biblijnego. W tym okresie do grona jego seminarzystów należał późniejszy prymas Polski ksiądz arcybiskup Henryk Muszyński do dziś z dumą przyznający się do swego mistrza. Dziesięć lat później powierzono Martiniemu obowiązki kierowania Uniwersytetem Gregoriańskim w Rzymie. Długo tu jednak nie popracował, gdyż w 1979 roku Jan Paweł II powierzył mu prowadzenie diecezji mediolańskiej. Sposób kierowania powierzoną sobie owczarnią z jednej strony a nadzwyczajne walory intelektu z drugiej sprawiły, że wraz z pogarszającym się stanem zdrowia Jana Pawła II, to właśnie w osobie Martiniego, który w 1983 roku otrzymał kapelusz kardynalski, upatrywano jego następcy. Gdyby ówczesne przewidywania watykanistów się sprawdziły, mielibyśmy po raz pierwszy w historii papieża wywodzącego się z… zakonu jezuitów. Jednak, co się odwlecze…
Profesor dr hab. Tomasz Budnikowski, ekonomista, jest pracownikiem naukowym Instytutu Zachodniego w Poznaniu. Specjalizuje się w badaniu gospodarki Niemiec i katolickiej nauce społecznej. Mieszka w Poznaniu. Należy do rady ekonomicznej jednej z poznańskich parafii.
 
 
Był jednym z tych, o których mówiono, że będzie następcą Jana Pawła II. Tak się jednak nie stało. W 2005 roku, po śmierci polskiego papieża, zebrani na konklawe elektorzy nie mieli chyba dość odwagi, aby Stolicę Piotrową powierzyć choremu na Parkinsona mediolańskiemu kardynałowi Carlo Martiniemu. Hierarcha ten pełniący urząd arcybiskupi w największej diecezji świata znany był jako wybitny biblista. W 1969 roku został rektorem Papieskiego Instytutu Biblijnego. W tym okresie do grona jego seminarzystów należał późniejszy prymas Polski ksiądz arcybiskup Henryk Muszyński do dziś z dumą przyznający się do swego mistrza. Dziesięć lat później powierzono Martiniemu obowiązki kierowania Uniwersytetem Gregoriańskim w Rzymie. Długo tu jednak nie popracował, gdyż w 1979 roku Jan Paweł II powierzył mu prowadzenie diecezji mediolańskiej. Sposób kierowania powierzoną sobie owczarnią z jednej strony a nadzwyczajne walory intelektu z drugiej sprawiły, że wraz z pogarszającym się stanem zdrowia Jana Pawła II, to właśnie w osobie Martiniego, który w 1983 roku otrzymał kapelusz kardynalski, upatrywano jego następcy. Gdyby ówczesne przewidywania watykanistów się sprawdziły, mielibyśmy po raz pierwszy w historii papieża wywodzącego się z… zakonu jezuitów. Jednak, co się odwlecze… Pierwszym duchowym synem Ignacego Loyoli powołanym na Stolicę Piotrową miał się parę lat później okazać kardynał Jorge Mario Bergoglio. O ile przemyślenia obecnego papieża znane są nam przede wszystkim z jego publicznych wystąpień, a także jednej jak dotąd encykliki (której był współautorem), czy też ostatniej adhortacji apostolskiej, to nie mniej szokujące w niektórych kwestiach stanowisko kardynała Martiniego w najważniejszych sprawach Kościoła i współczesnego człowieka znaleźć można w licznych publikacjach, wywiadach prasowych a także w zachowanych notatkach służących mu najczęściej jako szkice do starannie przygotowywanych homilii. Cała ta spuścizna cieszy się wielkim zainteresowaniem w świecie. Łączny nakład tych publikacji liczony jest już w milionach. Musi więc dziwić, że polski czytelnik może jedynie w bardzo ograniczonym stopniu zapoznać się myślą kardynała Martiniego. Nie ma polskich przekładów prac, które powstały w ostatnim okresie jego życia. One to właśnie sprawiły, że przylgnęło doń określenie „niepokorny kardynał”. Taki zresztą tytuł nosi polski przekład książki mu poświęconej. Trochę to dziwne zważywszy na fakt, że jej autor, znany włoski watykanista, Andrea Tornielli, swą pracę zatytułował: Carlo Maria Martini. Il profeta del dialogo, co znaczy dosłownie prorok dialogu.
 
 
Dialog z niewierzącymi
 
Ale po kolei. Kardynał Carlo Martini jako wybitny biblista złożywszy w 2002 roku urząd biskupi postanowił zrealizować swoje wielkie marzenie jakim było spędzenie ostatniego etapu swego życia w ojczyźnie Chrystusa. W 2005 roku zamieszkał w swej ukochanej Jerozolimie, gdzie też zamierzał być pochowany. To tam powstały m.in. Jerozolimskie nocne rozmowy. Książka ta opatrzona została prowokacyjnym – zważywszy na uczestników dialogu – podtytułem: O ryzyku wiary. Rozmówcą kardynała Martiniego był austriacki jezuita Georg Sporschill, zaangażowany w pracy na rzecz wykluczonych w krajach Europy Wschodniej. W oryginalnej niemieckiej wersji językowej (Jerusalemer Nachtgespräche. Über das Risiko des Glaubens) „dziełko” to liczy jedynie 140 stron. Sposób podejścia do najważniejszych wyzwań przed jakimi stoi nie tylko Kościół ale cała ludzkość na początku nowego wieku z jednej strony, a osobowość kardynała z drugiej sprawiły, że książka ta została szybko przetłumaczona na wiele języków. Do dziś brak niestety polskiego przekładu… Nie może to dziwić zważywszy na dominującą w naszym Kościele powściągliwość w podnoszeniu kontrowersyjnych problemów budzących spore nieraz wątpliwości także polskich katolików. Kardynał Martini tymczasem zyskuje sobie zaufanie czytelnika kiedy z wielką otwartością pisze o swoich wątpliwościach dotyczących wiary. Są one, jego zdaniem nieodłącznym elementem refleksji człowieka myślącego – także katolika. Wątpliwości te nie przeszkadzają mu bynajmniej w artykułowaniu głębokiego przekonania, że prędzej czy później wszyscy ludzie dostąpią zbawienia. Polskiemu czytelnikowi myśl ta kojarzyć się musi z tezami głoszonymi od lat przez wybitnego polskiego teologa księdza profesora Wacława Hryniewicza. Wiemy jednak również, że wśród polskich katolików nie brakuje takich, którzy uważając się za bardzo sprawiedliwych doskonale wiedzą, kto kiedyś zasłuży na zbawienie a kto na boskie potępienie. Do tych ostatnich zaliczyliby w pierwszej kolejności osoby stojące z dala od Kościoła. Kardynał Martini tymczasem nie tylko podejmuje dialog z nimi, lecz – jak często podkreśla w swoich książkach i wypowiedziach – wiele się od nich uczy. Nic więc dziwnego, że jako arcybiskup Mediolanu powołał tam tzw. forum dla niewierzących, aby – jak stwierdził – usłyszeć jaki mają pomysł na uratowanie świata i w ogóle, co mają ludziom do powiedzenia. Jako niezapomnianą uznał wypowiedź uznanego włoskiego psychoanalityka na temat modlitwy osoby niewierzącej. Wspominał także swoją rozmowę ze znanym włoskim dziennikarzem, który na pytanie skierowane doń przez Martiniego na temat fundamentów jego etyki odpowiedział: „Nie wiem. Nie znajduję żadnego motywu, aby żyć i służyć, ale to robiłem. Dlaczego?”. On był najbardziej szczery, napisał mediolański purpurat. Lubił rozmawiać z osobami niewierzącymi. Często prosił ich o wykłady. Uczył się od nich – jak podkreślał – innego spojrzenia. Oni zaś swoim krytycyzmem inspirowali go często do przemyślenia wielu także „kościelnych” problemów. Rozmowy te przyczyniły się nie tylko do pozbycia się wzajemnych uprzedzeń. Jednym z efektów stała się m.in. wymiana listów między Martinim i zadeklarowanym ateistą, jakim jest autor Imienia róży Umberto Eco. Została ona opublikowana pod znamiennym tytułem: W co wierzy ten, który w nic nie wierzy? (WAM, Kraków 1998; oryginalny tytuł: In cosa crede chi non crede?).
 
 
Otwarty na młodzież
 
Ważnym doświadczeniem biskupiej posługi kardynała w Mediolanie było jego otwarcie na młodzież. Dla księdza czy biskupa, jak powiedział w jednym z wywiadów, nie może być nic piękniejszego niż pytania zadawane mu przez przedstawicieli młodego pokolenia. Nie były to tylko słowa. Na jego zaproszenia do pięknej mediolańskiej katedry co miesiąc przychodziło 4–5 tys. dziewcząt i chłopców jedynie po to, aby wspólnie z kardynałem czytać krótkie fragmenty Pisma Świętego i, wspólnie z kardynałem, milczeć. Aż się wierzyć nie chce, ale przed wygłoszeniem kazania do młodzieży spotykał się on z jej przedstawicielami w celu przedyskutowania tez swego wystąpienia. Wszelkie istotne dla diecezji decyzje kardynał Martini konsultował z osobami świeckimi podkreślając, że to oni lepiej znają problemy i trudności jakie niesie codzienność. Nie uważał, aby to biskup musiał iść zawsze w pierwszym szeregu. Jakie to bliskie sposobowi myślenia papieża Franciszka! W adhortacji Evangelii gaudium w punkcie poświęconym roli biskupa pisze on: „Dlatego niekiedy [biskup] stanie z przodu, aby wskazać drogę i podtrzymać nadzieję ludu, innym razem zaś stanie pośród wszystkich ze swoim miłosierdziem, a w pewnych okolicznościach powinien iść za ludem, by pomóc tym, którzy zostali z tyłu, ponieważ jest pasterzem swojej owczarni, jego węch pozwala mu rozpoznać nowe drogi”.
Otwartość kardynała na dialog sprawiła, że także w ostatnich latach swego życia dziennikarze włoscy nie dawali mu spokoju. W 2008 roku udręczony nasilającą się chorobą Parkinsona zdecydował się powrócić do Włoch i zamieszkać w domu jezuitów w Gallarate. Już latem następnego roku rozpoczął stałą współpracę z Corriere della sera gdzie miał swoją stałą rubrykę. Raz w miesiącu odpowiadał tam na pytania stawiane przez czytelników tego największego włoskiego dziennika. Ostatnia odpowiedź ukazała się w lipcu 2012 roku, a więc miesiąc przed śmiercią kardynała. Nieco inną drogą poszła redakcja dziennika La Repubblica. Jej redaktorowi naczelnemu Eugenio Scalfariemu udało się namówić schorowanego kardynała na dłuższe wywiady. Ich wymowa wydaje się tym silniejsza, że w wypowiedziach kardynała dochodzi do głosu wielka mądrość intelektualisty ale też przemyślenia dojrzałego i cały czas ciekawego świata człowieka. Człowieka, któremu na sercu leży tak dobro Kościoła jak i przyszłość naszej cywilizacji. Stąd też nie może dziwić, że jego zdaniem Kościół przywiązuje zbyt dużą wagę do grzechów wymienianych w katechizmie, zapominając jakby o niesprawiedliwości panującej dziś w świecie, za którą jego zdaniem odpowiedzialność ponoszą także katolicy. Z drugiej jednak strony, na co wielokrotnie zwracał uwagę, orędzie ewangeliczne kierowane jest do wszystkich ludzi. Jako że Bóg jest ojcem wszystkich wielkim błędem byłoby sugerowanie, że to katolicy mają do niego jakby „większe prawo”. Czyż nie to samo słyszeliśmy niedawno w wypowiedzi papieża Franciszka? Wyraźne podobieństwa dostrzec można także w pojmowaniu sakramentu pojednania. Martini mówi o konieczności właściwego jego zrozumienia, Franciszek zaś używa jeszcze ostrzejszego sformułowania. Konfesjonał, jak powiada, nie może być izbą tortur. Nie sposób nie zauważyć, że o ile Martini mówiąc o znaczeniu sakramentu pojednania przywołuje Tołstojowskie Zmartwychwstanie o tyle papież Bergolio przyznaje się, że mistrzem jego życia duchowego pozostaje Dostojewski. Analogii w sposobie myślenia kardynała Martiniego i papieża Franciszka jest zadziwiająco wiele. Co ciekawe dotyczą one także posługi Piotrowej. W rozmowie z redaktorem Scalfarim, emerytowany biskup Mediolanu przypomina, że jego najważniejszym zadaniem pozostaje misja pastoralna. Powinien on być pasterzem dusz realizującym swoje powołanie wspólnie z pozostałymi biskupami. Podkreślenie to jest zdaniem Martiniego bardzo ważne zważywszy na fakt, iż bardzo długi okres Kościół był zdominowany przez władzę i instytucję. Walka o władzę brała górę nad misją duszpasterską Kościoła. Stąd też nieodzowna wydaje się reforma Kościoła, fundamentalna zmiana podejścia do jego instytucji. Jakże to bliskie myśleniu papieża Franciszka, który powołał ośmioosobową grupę doradców mających opracować kierunki zmian w funkcjonowania kurii rzymskiej. Ma ona przestać być centralną instytucją organizującą życie całego Kościoła.
 
 
Kobiety i „Humanae vitae”
 
W jednym z ostatnich wywiadów kardynał Martini sformułował tezę, która wywołała gwałtowne reakcje wśród niemałej części katolików. Stwierdza bowiem wręcz, że Kościół jest opóźniony o 200 lat. Opinia ta nie powinna dziwić w ustach człowieka oddanego całym sercem swej misji duszpasterskiej, a jednocześnie nie stroniącego od podejmowania tematów trudnych, często idących nie tyle pod prąd ortodoksji co tradycji. Nie wszystkich na pewno przekonały opinie kardynała na temat miejsca kobiet w Kościele. Ten wybitny biblista przyznaje, że okoliczność iż to mężczyźni byli autorami ksiąg biblijnych tłumaczy fakt, że to oni wysuwają się na pierwszy plan relacji spychając kobiety na drugi. Oczywiście, dodaje zaraz, że takie były czasy, co w niczym nie zmienia jego opinii, że występującym w Biblii kobietom należy się znacznie większa niż dotąd uwaga. Ale nie tylko to. Zdaniem Martiniego konieczne okazać się może ponowne przemyślenie roli jakie odgrywały. Niewątpliwym błędem jest np. jego zdaniem zdegradowanie – jeszcze do niedawna w potocznej opinii wiernych całego Kościoła – Marii Magdaleny do roli prostytutki, mimo że brak biblijnych dowodów na uzasadnienie tej opinii. Refleksja kardynała nie ogranicza się jednak wyłącznie do Nowego Testamentu. Formułuje równie kontrowersyjne tezy odnośnie do roli kobiet w dzisiejszym świecie. Uważa on, że Kościół katolicki jest zbyt bojaźliwy w przyznaniu im istotniejszej niż dotąd pozycji. Dotyczy to także kapłaństwa. Kardynał Martini wspomina w tym kontekście swą wizytę w Londynie w ostatnich latach ubiegłego wieku. W Kościele anglikańskim dyskutowano wówczas żywo dopuszczenie kobiet do kapłaństwa. To on, jak sam przyznaje – jako katolicki biskup – starał się zachęcić ówczesnego prymasa Anglii do zdecydowania się na ten krok, który, jak uważał, będzie nie tylko aktem sprawiedliwości, ale też powinien pomóc Kościołowi katolickiemu.
Trudno sobie wyobrazić, aby w rozmowach prowadzonych z kardynałem Martinim w ostatnich latach jego życia pominięto budzące tak wiele kontrowersji i sporów zagadnienia z zakresu teologii moralnej, a w szczególności etyki seksualnej. Kanwą tych rozmów była najczęściej dyskusja wokół ogłoszonej w 1968 encykliki Humanae vitae Pawła VI a wzbudzającej od początku wiele kontrowersji. Kardynał Martini pozwala sobie w tym kontekście na sformułowanie tezy, że opublikowanie tego dokumentu sprawiło, że wiele osób przestało traktować Kościół jako poważnego partnera w dyskusji czy nauczyciela. Jej konsekwencją było odejście wielu ludzi od Kościoła i oddalenie się Kościoła od wiernych. Mimo to zdaniem Martiniego encyklika zwróciła także uwagę na wiele humanistycznych elementów seksualności. Krytyka z jaką spotkała się encyklika nie oznacza, że za celowe uznać należy wycofanie się Kościoła z zawartego w niej nauczania. Usprawiedliwione zdaniem Martiniego wydaje się jednak oczekiwanie pozytywnego stanowiska Kościoła w dziedzinie etyki seksualnej. Formułuje on tak swoją tezę, uważając jednocześnie, że w przeszłości Kościół instytucjonalny zbyt często wypowiadał się na temat szóstego przykazania.
Te i inne kontrowersyjne a nieraz wręcz stojące na granicy prowokacji wypowiedzi kardynała sprawiły, że był on z uwagą słuchany do końca swoich dni. Nawet wtedy, kiedy w dosłownym tego słowa znaczeniu, było to niemożliwe. Dewastująca organizm choroba sprawiła, że jego szeptem wypowiedziane słowa był w stanie zrozumieć jedynie Damiano Modena. Ten młody duchowny towarzyszący kardynałowi w ostatnich latach jego życia przedstawił je w poruszającej książce pod wymownym tytułem: Carlo Maria Martini. Il silenzio della parola (Milczenie słowa).
Kiedy 31 sierpnia 2012 emerytowany kardynał Mediolanu zakończył swoje życie, włoskie dzienniki, mówiąc o nim przydały mu miano punktu odniesienia dla wszystkich – tak wierzących, jak i niewierzących.
 
 
 
Dzięki niej „Bibliotekę Kaznodziejską” będziesz otrzymywał regularnie, w specjalnej cenie i z bezpłatną wysyłką! Sprawdź, jakie dodatkowe korzyści przygotowaliśmy dla Prenumeratorów.