Kazania pasyjne

Herod i ludzkie namiętności (2)

28/02/21 ks. Artur Filipiak
Historia męki Pańskiej opowiada, jak mogło do tego dojść, że Jezus, powszechnie uwielbiany przez lud, musiał umrzeć. Wielu ludzi, jeden po drugim, dołożyło swoją małą cząstkę do śmierci Jezusa. Wszystkich tych ludzi łączy jedno: nie robią niczego szczególnego, zachowują się tak, jak ludzie zwykli się zachowywać. I właśnie to zaprowadzi Jezusa na krzyż. Za tych ludzi umiera Jezus, za tych „normalnych”, za mnie i za ciebie. Przyjrzyjmy się dzisiaj jednemu z nich – Herodowi. Jego życie, gdyby je sfilmować, ma w sobie trochę z brazylijskiej telenoweli i trochę z horroru.
Herod Antypas jest jednym z ludzi władzy, którzy pojawiają się w opisie męki Jezusa. Herod rządzi w Galilei. Jest synem Heroda Wielkiego, który w opowiadaniu o narodzeniu Jezusa odegrał tak niechlubną rolę, gdy rozkazał zamordować wszystkich chłopców do lat dwóch. Gdy Herod Wielki umiera, kraj zostaje podzielony między jego synów. Herod Antypas otrzymuje północną część, Galileę. Jeden z jego braci ma panować w Judei ze stolicą w Jerozolimie, ale szybko popada w niełaskę rzymskiego cesarza i zostaje skazany na wygnanie. Odtąd w Jerozolimie rządzą rzymscy namiestnicy - prokuratorzy. Jednym z kolejnych był Poncjusz Piłat. Herod jednak panuje samodzielnie w przydzielonej sobie części kraju – oczywiście pod dyskretnym nadzorem Rzymu. W tym miejscu moglibyśmy rozpocząć telenowelę.
Herod poślubia córkę monarchy z sąsiedniego kraju. Potem jednak wyrzuca ją i odsyła z powrotem do domu. Rozwścieczony teść wypowiada Herodowi wojnę, w której ten ostatni doznaje dotkliwej porażki. Sam Herod nie odczuwa tego zbyt dotkliwie, udaje mu się nawet pozostać przy władzy. Jak to zwykle bywa, skutki wojny ponoszą przede wszystkim ci mali, jego poddani. Herod wyrzucił swoją żonę, bo miał już na oku inną kobietę, Herodiadę, swoją bratową, którą poślubia wbrew niezadowoleniu swoich poddanych. Jednocześnie Herod ściąga na siebie krytykę ze strony Jana Chrzciciela, który ostro występuje przeciwko stylowi życia monarchy. Herod wtrąca Jana do więzienia. Potem wydarzenia toczą się szybko. Tutaj zaczyna się horror – najpierw dla Jana Chrzciciela. Herod ma urodziny. Jego pasierbica Salome, córka Herodiady, tańczy dla gości. Heroda przeszywa erotyczny dreszczyk. Obiecuje dziewczynie wszystko, czego ona tylko zażąda. Salome po naradzie z matką prosi o głowę Jana Chrzciciela. Ceną za ludzkie życie jest jeden taniec, nic więcej.
Herod jest przykładem człowieka, dla którego liczy się jedno: przyjemność. Jest tak dlatego, ponieważ Herod jest niewolnikiem swoich pożądań, zaspokaja swoje pragnienia bez oglądanie się na konsekwencje. Ludzkie życie niewiele dla niego znaczy, gdy chodzi o spełnienie własnych zachcianek. Ten człowiek jest właśnie w Jerozolimie, gdy Jezus zostaje aresztowany. Herod jest ciekaw, co to za człowiek - ten Jezus. Posłuchajmy, co na ten temat mówi Ewangelia:
Na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył. Od dawna bowiem chciał Go ujrzeć, ponieważ słyszał o Nim i spodziewał się, że zobaczy, jaki znak, zdziałany przez Niego. Zasypał Go też wieloma pytaniami, lecz Jezus nic mu nie odpowiedział (Łk 23, 6-12).
Herod jest gorzko rozczarowany. Nie dzieje się nic. Żaden cud. Jezus nie wypowiada nawet jednego słowa do spragnionego sensacji króla. Rozczarowanie zamienia się w gniew. Szyderstwo i pogarda spadają na niewinnego. Na koniec Herod nakazuje ubrać Jezus w białą szatę i wysyła go z powrotem do Piłata. W starożytnym Rzymie na biało ubierali się ludzie, którzy ubiegali się o jakiś urząd. Lśniąco biały kolor to po łacinie „candidus”, stąd pochodzi też nasze słowo „kandydat”. Herod wysyła Jezusa z powrotem w białej szacie i mówi przez to szyderczo: „zobaczcie - oto kandydat na stanowisko króla Izraela”.
Herod – człowiek opanowany przez swoje namiętności. Jednocześnie sadysta, który gotów jest dręczyć ludzi dla zabawy. Jeśli nie dostaje tego, czego chce, jego żądza zamienia się w gniew i, tak jak u małego dziecka, który niszczy swoją zabawkę, jeśli ona nie funkcjonuje tak, jak należy. A wszystko skupia się na niewinnych, takich jak Jezus. Łatwo cisną się na usta drastyczne oceny i określenia: Herod to łajdak. Kiedy mu się jednak dokładniej przyjrzymy, musimy stwierdzić, że Herod jest w tym wszystkim bardzo biedny. Nie potrafi się wyrwać w sieci swoich namiętności i nałogów, za którymi stoją strach i kompleksy– strach, że sobie nie poradzę w życiu, bo tak naprawdę niewiele jestem wart.
Czy istnieją ludzie całkowicie wolni od nałogów? Tego nie wiem, ale zdaję sobie sprawę, jak trudno jest wydobyć się z nałogu. Takim nałogiem może być właściwie wszystko – począwszy od ludzi, którzy są uzależnieni od narkotyków lub alkoholu, poprzez tych uzależnionych od Internetu, pornografii, oglądania seriali w telewizji, a skończywszy na nałogowo jedzących czekoladę. Jakiś czas temu psychologowie zdiagnozowali w Europie zachodniej i Ameryce nową formę obsesji, którą nazwano syndromem uwielbienia sławnych osobistości (CWS). Według badań jednego z brytyjskich Uniwersytetów, 36 proc. mieszkańców Zachodu cierpi na „niezdrową fascynację” znanymi ludźmi, która objawia się ciągłym wyszukiwaniem informacji na ich temat. 2 proc. deklaruje nawet, że są gotowi umrzeć za ulubionego bohatera kultury masowej. Nie każdy nałóg jest jednakowo niebezpieczny lub niszczący. Ale mamy z nim do czynienia wówczas, gdy w naszym życiu pojawia się jakaś namiętność, nad którą nie panujemy, jakaś rzecz, która sama w sobie może być dobra, ale jednak odbiera nam wolność. W liście do Rzymian możemy przeczytać wstrząsające wyznanie św. Pawła: Ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię. Łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Nieszczęsny ja człowiek! (Rz 7, 14-20). Kiedy słyszymy takie słowa, możemy powiedzieć: ten człowiek jest zniechęcony: „tyle razy już próbowałem, i ciągle wpadam w te same grzechy, nie chcę tego, ale wciąż mi się nie udaje. Czy zatem czy warto się starać, czy warto się wysilać? Czy to ma sens? Któż mnie wyzwoli? Czy istnieje nadzieja?” Apostoł Paweł odpowiada sobie i nam: „Tak, jest nadzieja - w Jezusie Chrystusie”. Chrystus wyswobodził nas ku wolności (Ga 5,1). W walce z naszymi słabościami, namiętnościami i nałogami nie poradzimy sobie sami. Nasze „chcenie” nie wystarczy – chociaż jest pierwszym krokiem w drodze do wyzwolenia. Oprócz naszych dobrych chęci potrzebujemy jeszcze pomocy i siły od Boga. Nawet jeśli ciągle wpadamy w te same grzechy – dlatego nazywają się one grzechami nałogowymi – zawsze jest nadzieja na wyzwolenie: mocą z wysoka. Dopóki zauważamy problem, dopóki się nie zniechęcimy i pozostanie w nas pragnienie wyzwolenia – wtedy nie wszystko stracone. Możemy być naprawdę wolni.
Człowiek, który jest zniewolony przez swoją słabość, zawsze jest nieszczęśliwy i godny pożałowania. Większy problem pojawia się jednak, gdy osoba, która nie radzi sobie z własnym życiem, ma rządzić i panować nad życiem innych ludzi. Wtedy unieszczęśliwia nie tylko siebie. Każda i każdy z nas ma trochę władzy – może lepiej byłoby powiedzieć – odpowiedzialności - w życiu rodzinnym czy zawodowym. Kiedy pozwalamy, aby nasze namiętności panowały nad nami, wtedy w efekcie zawsze zadajemy cierpienie ludziom wokół nas, czasem tym, których najbardziej kochamy. Bo cóż innego robi ojciec, który znęca się nad swoimi dziećmi, przełożony w pracy, który szykanuje swych podwładnych, ksiądz, który wyładowuje na wiernych swoje frustracje, nauczyciel, który upokarza uczniów, zamiast ich czegoś pozytywnego nauczyć. Tę listę można by jeszcze długo ciągnąć.
Jezus musiał umrzeć nie dlatego, że ludzie, których spotkał w ostatnich dniach i godzinach swego życia, byli szczególnie słabi i grzeszni. Jezus musiał umrzeć, ponieważ w historii jego cierpienia i śmierci ludzie zachowują się tak, jak zawsze zwykli się zachowywać. Po ludzku, całkowicie normalnie. Niektórym z nas jest w tej historii bliżej do Piotra, innym do Piłata lub Judasza. Są też zapewne dziś i tacy, którzy - jeśli tylko staną w prawdzie o sobie - przyznają: „jestem bardzo podobny do Heroda, człowieka opanowanego przez namiętności. Zbyt wiele myślę o własnej przyjemności”. Także przez takich ludzi Jezus stracił swoje życie. To zdanie jest oczywiście tylko w części prawdziwe. Bo nawet jeśli odnajdujemy siebie w postaciach z męki Pańskiej, Jezus nie był bezwolną ofiarą okoliczności lub ludzkich zachcianek. Oddał swe życie dobrowolnie, dla naszego dobra, z miłości do nas, aby nas wyzwolić z naszych zniewoleń, nałogów, nieuporządkowanych pragnień. Dlatego wyzwolenie jest możliwe!
Jezu, od Heroda i dworzan, Królu niebieski, zelżywie wyśmiany, Jezu mój kochany!
 
Dzięki niej „Bibliotekę Kaznodziejską” będziesz otrzymywał regularnie, w specjalnej cenie i z bezpłatną wysyłką! Sprawdź, jakie dodatkowe korzyści przygotowaliśmy dla Prenumeratorów.