W TYCH MIESIĄCACH

Progresowanie życia duchowego

01/11/23 ks. Wojciech Nowicki
Często bowiem nasze nauczanie rozpoczynamy od wymagań Ewangelii, zamiast od ukazywania wyzwalającej mocy miłości Bożej. Budujemy wysoki mur szczegółowych norm postępowania, wobec którego wielu ludzi staje w poczuciu bezradności, przekonani, że nigdy go nie przeskoczą. W efekcie – odchodzą. U początku więc ewangelizacji powinno być określenie sytuacji konkretnego człowieka. Jego zdolności sprostania wymaganiom, jego kondycji psychofizycznej, jego poziomu wiary, jego wiary w siebie itd. To zakłada słuchanie. I to na każdym poziomie naszej pracy ewangelizacyjnej.
Progresowanie życia duchowego
ks. Wojciech Nowicki
 
Odkąd zacząłem chodzić regularnie na siłownię, zacząłem z nową świeżością patrzeć na życie duchowe. W gruncie rzeczy wysiłek fizyczny ma wiele wspólnego z wysiłkiem duchowym, o czym zresztą musiał być przekonany św. Paweł. Co najmniej kilka razy odwołuje się w swoich listach do współzawodnictwa, do okresu przygotowawczego do zawodów, do momentu ukoronowania wysiłku, jakim jest laur zwycięstwa. W sporcie, podobnie jak w życiu duchowym, ważne jest określenie celu, dobranie odpowiednich środków, by cel osiągnąć, w końcu wytężona praca. A z nią związany jest nie tylko wysiłek w czasie samych ćwiczeń, ale również to, co mu towarzyszy, jak choćby dieta, a więc samoograniczenie sobie niektórych potraw i napojów, które przeszkadzają w osiągnięciu celu, a dobranie takich, które w nim pomogą. Ostatecznie okazuje się, że wszystko z czasem zostaje podporządkowane celowi, a istotne okazują się rzeczy z pozoru mało istotne. Na dobre wyniki na siłowni (czy w jakimkolwiek sporcie) wpływ ma również długość i jakość snu, higiena psychiczna (w tym poziom stresu), właściwe nawodnienie.
Kiedy zaczynałem przygodę z siłownią musiałem najpierw określić swoje możliwości w punkcie zero. Zdiagnozować, jaką mam siłę, motorykę, wagę, jak wygląda moje codzienne życie, żywienie, sen, intensywność pracy. Następnie musiałem się przyjrzeć temu, co mnie w życiu motywuje, wyraźnie określić swój cel. W końcu wyznaczyć plan działania. Nie bez znaczenia jest tutaj pomoc specjalisty – mądrego i roztropnego trenera fizjoterapeuty. Który monitorując na bieżąco postępy, potrafi właściwie progresować. Nic bowiem nie wyszłoby z najlepszych nawet pragnień, gdybym został wrzucony na głęboką wodę bez przygotowania. Nic by nie wyszło, gdyby mi kazano wykonywać ćwiczenia, których nie byłbym w stanie wykonać. Szybko przyszłoby rozczarowanie, zniechęcenie, utrata wiary we własne siły. Naturalnie, w trakcie treningów, nawet pod czujnym okiem trenera, są momenty zwątpienia, chwile, gdy trzeba się przełamać, przesunąć kolejną granicę wytrzymałości, zagryźć zęby i przetrzymać pojawiający się ból. Wszystko jest możliwe, jeśli idzie się drogą, mając roztropne wsparcie.
Dlaczego o tym piszę? Z dwóch powodów. Po pierwsze, nigdy dość przypominania, że nie da się zadbać o ducha, zaniedbując ciało, w tym to, co stanowi jego integralną część, czyli emocje i psychikę. Człowiek powinien rozwijać się integralnie, całościowo. Zwłaszcza ciało, które zyskało tak wielkie dowartościowanie wraz z Wcieleniem Syna Bożego, domaga się z naszej strony odpowiedzialności. Powinniśmy o nie dbać, stwarzając tym samym przestrzeń do rozwoju ducha. Dbałość o własne zdrowie, w tym psychiczne, dbałość o dobry sen, o zdrową dietę, o wysiłek fizyczny – to wszystko wymaga dokonywania wyborów, wartościowania, ustawiania priorytetów, uczy dyscypliny. Wszystko to jest potrzebne, by właściwie kształtować również ducha. Piszę o tym także dlatego, że dbałość o zdrowy styl życia wciąż spotyka się z niezrozumieniem najbliższego otoczenia, zwłaszcza gdy dotyczy to księży. Któż, jeśli nie oni, powinni być również promotorami zdrowego stylu życia w duchu piątego przykazania?
Po drugie, piszę o tym dlatego, że pewna dynamika działania przy wysiłku fizycznym powinna nam uzmysłowić analogiczną dynamikę w ewangelizacji. Często bowiem nasze nauczanie rozpoczynamy od wymagań Ewangelii, zamiast od ukazywania wyzwalającej mocy miłości Bożej. Budujemy wysoki mur szczegółowych norm postępowania, wobec którego wielu ludzi staje w poczuciu bezradności, przekonani, że nigdy go nie przeskoczą. W efekcie – odchodzą. U początku więc ewangelizacji powinno być określenie sytuacji konkretnego człowieka. Jego zdolności sprostania wymaganiom, jego kondycji psychofizycznej, jego poziomu wiary, jego wiary w siebie itd. To zakłada słuchanie. I to na każdym poziomie naszej pracy ewangelizacyjnej.
Podczas Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie Franciszek, wołając trzykrotnie „todos”, przypominał, że Kościół jest dla wszystkich, a my mamy ludziom najpierw ukazać zbawcze orędzie Chrystusa, potem dopiero wprowadzać w wynikające z wiary konsekwencje dla życia, czyli różnego rodzaju normy i zasady moralne. Nie jest to ostatecznie nic odkrywczego – tak robił przecież Chrystus, a to On jest dla nas zasadniczym punktem odniesienia.
Wydaje się, że to jest właśnie celem Kościoła synodalnego – umiejętność słuchania, oceny punktu wyjścia, w jakim znajduje się człowiek, stworzenie planu rozwoju i droga, na której progresujemy, to znaczy, coraz bardziej żyjemy Ewangelią. To zakłada indywidualne podejście – personalistyczne, mówiąc językiem Soboru Watykańskiego II. Zakłada, że na drodze wiary każdy idzie możliwym dla siebie tempem. I korzysta z roztropnego towarzyszenia duchowego w Kościele.
 
 
Dzięki niej „Bibliotekę Kaznodziejską” będziesz otrzymywał regularnie, w specjalnej cenie i z bezpłatną wysyłką! Sprawdź, jakie dodatkowe korzyści przygotowaliśmy dla Prenumeratorów.