CZYTANIA NA MAJ
Czytania na maj (26-31.05)
26/05/25
Jestem przekonany, że przybliżenie naszym parafianom sylwetek tych osób, będzie dla nich i dla nas samych wezwaniem do dawania świadectwa naszej wiary w Chrystusa i przynależności do Kościoła w naszych czasach.
Poniedziałek ∙ 26 maja
Zakonnica bez klasztoru
Bł. Veronica Antal, męczennica
Veronica Antal całe życie mieszkała w rodzinnym Boteşti w Rumunii, gdzie przyszła na świat w 1935 r. W sąsiednim Nisiporeşti znajdowała się parafia prowadzona przez franciszkanów. Duchowość franciszkańska kształtowała ją więc od dzieciństwa. Jako młoda dziewczyna dołączyła do maryjnej wspólnoty inspirowanej Rycerstwem Niepokalanej. Pod wpływem spowiednika i kierownika duchowego odkryła powołanie zakonne i postanowiła wstąpić do franciszkanek misjonarek w nieodległym miasteczku. Jednak wybuch wojny, a potem rządy komunistów sprawiły, że klasztor zlikwidowano, a siostry wysiedlono. Veronica postanowiła zatem zostać siostrą zakonną bez klasztoru. Złożyła prywatne śluby czystości i rozpoczęła życie według franciszkańskiej reguły tercjarskiej. Odtąd codziennie uczestniczyła we Mszy św., troszczyła się o kościół, odwiedzała chorych, opiekowała się dziećmi, których rodzice pracowali w polu. I bezustannie odmawiała różaniec.
23 sierpnia 1958 r. uczestniczyła we Mszy św., a po niej odwiedziła jeszcze przyjaciółkę. Wracała do domu pieszo przez pola kukurydzy. Następnego dnia rano znaleziono ją martwą przy drodze, leżącą twarzą ku ziemi i zakrwawioną, z różańcem w zaciśniętej dłoni. Co wydarzyło się przed śmiercią? Wiemy to od mordercy Veroniki: usiłował skłonić dziewczynę do współżycia, ta jednak stawiała zdecydowany opór. Za wszelką cenę postanowiła ocalić dziewictwo. Cena była wysoka: 42 ciosy nożem. Sąsiedzi pochowali ją z czcią należną męczennicy czystości, a każdego roku tłumy katolików i prawosławnych, przybywały na jej grób.
Wtorek ∙ 27 maja
Do ostatniej kropli krwi
Sł. B. s. Caritina Fahl, zakonnica i męczennica
Ledwie trzy dni temu przeżywaliśmy beatyfikację zamordowanego przy ołtarzu bł. ks. Stanisława Streicha, a już za kilka dni – w sobotę 31 maja – będziemy świadkami wyniesienia na ołtarze 15 sióstr warmińskich męczenniczek ze Zgromadzenia św. Katarzyny. W 1945 r. zginęły one z rąk sowieckich żołnierzy stając w obronie wartości i kobiecej godności. Ich życie jest dla nas we współczesnych czasach inspirującym wzorem życia Chrystusową prawdą w chwilach trudnych i niebezpiecznych. Spójrzmy zatem na te heroiczne kobiety, które z miłości ofiarowały swoje życie Bogu. Dziś poznamy s. Caritinę, która napisała do przyjaciółki: „Bycie zakonnicą, oznacza bycie ofiarną do ostatniej kropli krwi”.
Wychowała się w licznej rodzinie o głębokich tradycjach religijnych i mądrych zasadach. Na chrzcie otrzymała imię Jadwiga. Uchodziła za osobę wrażliwą i bardzo pobożną. Na jednym ze zdjęć rodzinnych nastoletnia Jadwiga, o delikatnych rysach twarzy i śmiałym spojrzeniu, w miejsce dziewczęcych korali miała na szyi nałożony różaniec. Jadwiga wykazywała się zdolnościami w nauce i chętnie opiekowała się młodszym przyrodnim rodzeństwem. Cieszyła się, kiedy nadchodziła okazja do odwiedzin jej starszych rodzonych dwóch sióstr będących w klasztorze. One były dla niej autorytetem. W 1903 r. Jadwiga uczestniczyła w ceremonii obłóczyn, czyli otrzymania habitu zakonnego, swojej siostry Weroniki. Tamten moment wywarł na Jadwidze trwałe wrażenie, stając się ziarnem kiełkującego w sercu powołania. W 1910 r. Jadwiga została przyjęta do nowicjatu w Zgromadzeniu Sióstr św. Katarzyny w Braniewie i otrzymała imię zakonne Maria Caritina. Po złożonej ślubów pracowała jako pielęgniarka, katechetka i organistka oraz pełniła funkcję sekretarki, a następnie najbliższej współpracowniczki matki generalnej. Opiekowała się dziewczętami, które uczyła prac domowych, gry na fortepianie i śpiewu, a także tańca. W czasie I wojny światowej została posłana do pracy przy rannych żołnierzach.
Będąc przełożoną dużego klasztoru w Braniewie, doświadczyła wielu trudności ze strony władz socjalistycznych. Jedynym wsparciem na wszelkie trudności były słowa: „Jak Bóg chce”. W lutym 1945 r. w trakcie wielkiej zimowej ofensywy radzieckiej, ówczesne władze państwowe zarządziły przymusową ewakuację mieszkańców Braniewa. Rozpoczęły się bombardowania, klasztor został dwukrotnie trafiony. Siostra Caritina z bólem sercem organizowała ewakuację dla ok. osiemdziesięciu sióstr. Nie wszystkie przeżyły tę straszną ucieczkę. Siostra Caritina i około pięćdziesiąt współsióstr dotarły do Gdańska. Tam ukryły się w schronie, który został zajęty przez Sowietów. Z heroiczną odwagą s. Caritina stanęła w obronie godności młodszych sióstr, nowicjuszek i postulantek przed wynaturzonym atakiem sowieckich żołnierzy za co brutalnie została pobita, oddając życie Bogu za bliźnich. Jej życie było „ofiarą do ostatniej kropli krwi”.
Środa ∙ 28 maja
Mój jest najpiękniejszy ze wszystkich
Sł. B. s. Leonis Käthe Müller, zakonnica i męczennica
Od wczoraj poznajemy historię sióstr katarzynek, zamordowanych brutalnie przez żołnierzy sowieckich w czasie II wojny światowej. W najbliższą sobotę 31 maja w Braniewie odbędzie się ich beatyfikacja. Przyjrzyjmy się dziś jednej z nich, wychowanej w Gdańsku – s. Leonis Käthe Müller
Käthe była dziewczyną o drobnej posturze, ciemnych oczach i włosach. Jej niepozorna postać kryła w sobie wielkie pokłady energii. Była zdolna, muzykalna, miała zamiłowanie do poezji i modlitwy oraz przedmiotów ścisłych. Ta żywiołowa i pełna optymizmu dziewczyna szybko odczuła pragnienie życia zakonnego. Mając dziewiętnaście lat wstąpiła do klasztoru w Braniewie. Kontynuowała dalszą naukę i rozpoczęła formację zakonną. Otrzymała imię zakonne Maria Leonis. Przygotowując się do złożenia pierwszej profesji mówiła: „Każde wezwanie do bardzo trudnego zadania przynosi ze sobą łaski. Zadziwiające jest to, kim się stajemy i co potrafimy, jeżeli wszystko pozostawimy Bogu”. Ciesząc się ślubami, powtarzała swoim rodzonym siostrom: „Wasi mężowie są wspaniali, ale Mój jest najpiękniejszy ze wszystkich”.
Po ślubach s. Leonis pracowała z młodzieżą, a gdy wybuchła II wojna światowa, przełożeni skierowali ją do Pieniężna do wojskowego szpitala polowego. Tam zetknęła się z wieloma ludzkimi nieszczęściami i cierpieniami rannych uchodźców, polskich żołnierzy, wobec których nie pozostała obojętna. Po złożeniu ślubów wieczystych wiosną 1941 r. w jej zapiskach pozostały słowa: „Panie, nie pozwól mi kochać nikogo innego poza Tobą”. Z powodu wpływów nazistowskich nie ukończyła studiów farmaceutycznych w Królewcu. Będąc w stroju zakonnym doświadczała prześladowań, dlatego prosiła przełożonych, aby zwolniono ją z dalszego studiowania i w ten sposób podjęła pracę w szpitalu w Olsztynie w administracji i w aptece. W styczniu 1945 r. żołnierze sowieccy zajęli szpital, a siostry były bite i ośmieszane. Siostra Leonis doznała wtedy gwałtów i maltretowania, w wyniku których pękła jej czaszka. Wszystkie te cierpienia znosiła heroicznie. Tylko myśl, że w ten sposób mogła odpokutować za wiele przestępstw popełnionych przeciw czystości, które ranią Boga, dodawała jej sił i odwagi. Do swoich sióstr, które przeżyły podobny dramat mówiła: „Teraz mamy okazję kochać naszych nieprzyjaciół, nie odpłacać złem za zło”.
Kolejnym etapem jej męczeństwa było więzienie w Olsztynie i w Ciechanowie. W przejściowym obozie NKWD cierpiała z głodu i pragnienia, a dodatkowym bólem była doznawana pogarda i ośmieszanie. Musiała oddać ostatnie symbole wiary, które miała przy sobie. Odłączona od sióstr w bydlęcym wagonie została deportowana w głąb Rosji. Płacząc, ofiarowała Bogu ból w intencji wynagradzającej za grzechy świata. Zmarła w drodze do łagru 5 czerwca 1945 r.
Czwartek ∙ 29 maja
Ja jestem zakonnicą
Sł. B. s. Krzysztofa Klomfass, zakonnica i męczennica
Już za kilka dni będziemy przeżywać beatyfikację s. Krzysztofy Klomfass i jej 14 towarzyszek, męczenniczek warmińskich ze zgromadzenia św. Katarzyny, które w 1945 r. padły ofiarą nienawiści i brutalnej przemocy ze strony radzieckich wojsk.
Siostra Krzysztofa Klomfass urodziła się w 1903 r. w Raszągu. Na chrzcie otrzymała imię Marta. Miała dziewięcioro rodzeństwa. Ojciec zginął w wypadku, gdy Marta miała dwanaście lat. Matka, pobożna, zacna kobieta tercjarka św. Franciszka, troszczyła się o dobre wychowanie swoich dzieci. Marta po lekcjach w szkole i praktykach krawieckich chętnie pomagała matce. Była osobą radosną i pobożną, dużo śpiewała i uśmiechała się. Idąc do szkoły, gdy przechodziła obok kościoła, wstępowała do niego, aby się pomodlić. W młodości marzyła, aby zostać misjonarką. Zapatrzona w modlące się siostry zakonne przed Najświętszym Sakramentem w kościele często rozważała, czy Pan Bóg ją powołuje do swojej służby?
W wieku dziewiętnastu lat Marta pojechała do Braniewa, aby wstąpić do Zgromadzenia Sióstr św. Katarzyny. Tam już pozostała i rozpoczęła naukę w szkole pielęgniarskiej w Królewcu. Po uzyskaniu dyplomu pielęgniarki, została przyjęta do nowicjatu i otrzymała nowe imię Maria Krzysztofa, które znaczy „niosąca Chrystusa”. W 1928 r. siostra złożyła śluby zakonne. Spełniło się jej wielkie pragnienie, które od dawna nosiła w sercu. W 1939 r. została posłana do nowoczesnego Szpitala Mariackiego w Olsztynie. Tam powierzono jej funkcję pierwszej asystentki medycznej na bloku operacyjnym, którą wypełniała z odpowiedzialnością. Poza tym otrzymała funkcję dyrektorki szkoły pielęgniarskiej dla dziewcząt. Cieszyła się szacunkiem i pełnym zaufaniem uczennic. Była bardzo oddana chorym, z poświęceniem przygotowywała ich do przyjęcia sakramentów.
Niebezpieczeństwo wojny narastało, napływały wiadomości o gwałtach zadawanych kobietom oraz wrogości żołnierzy sowieckich do wiary katolickiej. Siostra Krzysztofa słysząc o tym, lecz nie wiedząc, co ją czeka, z odwagą i stanowczością głośno stwierdziła: „Nigdy na to nie pozwolę, wolę raczej umrzeć”. W styczniu 1945 r. wojska Armii Czerwonej wkroczyły do Olsztyna. Szpital został przejęty przez wojsko, które z okrucieństwem niszczyło wszystko. Zabierali siostrom zegarki i obrączki z palców, zrywali różańce i welony. Nakazali wszystkim opuścić szpital i schron. Siostra Krzysztofa po całonocnym dyżurze na sali operacyjnej została zatrzymana i zmuszona do pozostania w budynku szpitalnym. Broniąc się przed napastnikami, mówiła: „O mój Boże! Zostawcie mnie, pozwólcie mi iść do Sióstr!”, „Ja jestem zakonnicą”. Walczyła bezbronna przeciw uzbrojonym żołnierzom. W nocy przyjęła po raz ostatni Komunię św., modląc się za swoich oprawców. Po kilku godzinach okrutnego męczeństwa oddała swoje życie w ręce Boga, który był dla niej największą Miłością.
Piątek ∙ 30 maja
Ja zostaję z chorymi dziećmi
Sł. B. s. Liberia Domnick, zakonnica i męczennica
Siostra Liberia urodziła się w 1904 r. w licznej, głęboko wierzącej i pobożnej rodzinie. Na chrzcie otrzymała imię Maria. Miała dziesięcioro rodzeństwa. Z poświęceniem pomagała matce w zajmowaniu się młodszym rodzeństwem. Sumiennie przykładała się do zdobywania wiedzy. Po ukończeniu kursu krawieckiego pracowała w biurze leśniczym swego ojca. Będąc osobą skromną i nieśmiałą, Maria cieszyła się jednak dużym zaufaniem w rodzinie i otoczeniu. Pociągały ją wartości zakorzeniane w świecie religii chrześcijańskiej, które ukierunkowywały tęsknotę jej serca. Maria pragnęła wstąpić do klasztoru, by służyć Bogu. Kiedy otrzymała zgodę od matki na wstąpienie do zakonu była bardzo szczęśliwa. W 1930 r. Maria otrzymała habit zakonny i imię Maria Liberia. Po złożonej profesji w 1932 r. podejmowała różne prace, głównie angażowała się w pracy pielęgniarskiej.
Od 1939 r. pracowała w szpitalu w Olsztynie. Opiekowała się chorymi dziećmi i była dla nich jak matka. Kiedy wojsko sowieckie zbliżało się do Olsztyna szpital zapełniał się rannym i chorymi. Gdy przyszedł rozkaz ewakuacji, siostry pomagały chorym w przedostaniu się na stację kolejową, skąd mieli być ewakuowani pociągami na Zachód. Siostra Liberia pomagała przy ewakuacji oddziału dziecięcego. Odjeżdżające pociągi były już przepełnione. Panował wielki chaos. Siostry były zdane same na siebie. W tym czasie temperatura spadła poniżej minus 10°C, co potęgowało przerażenie wśród uciekających. Gdy wojsko sowieckie wkroczyło do miasta rozpoczęło się bombardowanie. Nagle przyszedł rozkaz, aby opuścić dworzec. Dzieci przeprowadzono do schronu. Przerażona siostra przełożona przekazała siostrom, aby uciekały do Braniewa. Wtedy s. Maria Liberia, powiedziała: „Ja zostaję z chorymi dziećmi!” i udała się do schronu. Cierpienie głodnych, płacz trzęsących się z zimna dzieci poruszyło serce siostry, która wyszła na zewnątrz w poszukiwaniu wody i żywności. W pewnym momencie został oddany strzał w kierunku siostry, który stał się śmiertelnym pocałunkiem. Upadła na ziemię i oddała ducha. Po kilku godzinach jej ciało znaleziono niedaleko schronu. Był 9 maja 1945 r.
Sobota ∙ 31 maja
Idę do dobrego Boga
Sł. B. s. Maurycja Margenfeld, zakonnica i męczennica
W ciągu kilku dni Kościół w Polsce dostępuje zaszczytu dwóch beatyfikacji. Tydzień temu w Poznaniu beatyfikowano zamordowanego przy ołtarzu bł. ks. Stanisława Streicha. Dziś w Braniewie 15 sióstr ze Zgromadzenia św. Katarzyny, zostaje ogłoszononymi błogosławionymi męczenniczkami II wojny światowej. Ostatniego dnia maja i podczas ostatniego tegorocznego nabożeństwa majowego zatrzymajmy sie przy osobie s. Maurycji Margenfeld.
W małej wiosce Sawity, niedaleko Braniewa, w rodzinie warmińskich rolników Margenfeld w 1904 r. przyszła na świat Anna. W domu nazywano ją Aneczka. Była wesołym i beztroskim dzieckiem. Chętnie pomagała matce w pracach domowych. Z domu wyniosła dobre i religijne wychowanie. W nauce wykazywała duże zdolności. Lubiła grać w przedstawieniach i recytować wiersze. Dodatkowo uczęszczała do szkoły artystycznej. Była bardzo lubiana przez widzów. Mówiono o niej: „Ta piękna młoda dziewczyna o ciemnych blond włosach, świeżej, wesołej twarzy i czerwonych policzkach, tańczy swobodnie i wesoło, a w teatrze gra lekko i pewnie. Bije z niej niewinność i prostota duszy”. Anna często mówiła koleżankom: „Pragnę zostać świętą”, do czego wytrwale dążyła. W 1927 roku wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr św. Katarzyny w Braniewie. Otrzymała imię zakonne Maurycja. Pracowała jako pielęgniarka i dietetyczka, prowadziła również wykłady z dietetyki dla uczennic szkoły pielęgniarskiej i opiekowała się chorymi. Gdy widziała zmęczenie współsiostry prosiła przełożoną, aby pozwoliła ją zastąpić. Jej równowaga, prostolinijność, dobroć oraz styl w różnych sytuacjach sprawiały, że uczennice uważały ją za świętą.
Widmo wojny pojawiało się coraz częściej. Słyszała o haniebnych czynach żołnierzy sowieckich, które dotykały w szczególności kobiety. Jednakże s. Maurycja nie poddawała się rosnącym trudnościom, wszystko zawierzyła Maryi. Świadomie dokonała wyboru, który był kontynuacją młodzieńczej decyzji, aby pozostać z chorymi. W styczniu 1945 r. ogłoszono wejście wojsk sowieckich do miasta. W środku nocy nakazano zejść do piwnicy. Siostra Archangela rozpoczęła różaniec, ks. kapelan Józef Steinki odprawił ostatnią Mszę św. oraz zaśpiewano pieśń do Matki Bożej. Nagle rozległa się wiadomość: Czerwonoarmiści wtargnęli do szpitala. Krzyki, rozpaczliwe przylgnięcie sióstr do siebie, ból od ciosów karabinami, szarpanie i zrywanie odzieży, kradzież. Siostra Maurycja powtarzała głośno: „Maryjo, chroń swoją córkę”. Nagle gwałtownie wyrwana z grupy i wywleczona z piwnicy była okrutnie bita. Usłyszano jej ostatni krzyk: „Mój Jezu, nigdy tego czynu”. Wielokrotnie zgwałcona, pobita, obolała duchowo i fizycznie, więziona i głodzona w nieludzkich warunkach w Ciechanowie, oraz wycieńczona psychiczne została deportowana w bydlęcym wagonie w głąb Rosji. Tam przypadła jej opieka nad chorymi na czerwonkę i tyfus. Pomimo cierpienia i przykrości jakich doznała, powtarzała po ciuchu z słodkim uśmiechem na ustach: „Jezu, to także dla Ciebie”. Leżąc w wilgotnym baraku, pozostała spokojna i cierpliwa do końca. Była gotowa na przejście, mówiła: „Idę do dobrego Boga”.
Dzięki niej „Bibliotekę Kaznodziejską” będziesz otrzymywał regularnie, w specjalnej cenie i z bezpłatną wysyłką! Sprawdź, jakie dodatkowe korzyści przygotowaliśmy dla Prenumeratorów.