FORUM HOMILETYCZNE

Słowa Boże wzrastają z tym, kto je czyta

01/05/25
Z dominikaninem o. Jackiem Salijem, prof. UKSW, autorem licznych tłumaczeń i znawcą Ojców Kościoła, rozmawia ks. Jarosław Czyżewski, redaktor naczelny
JC: Czy dominikanie mają swój sposób głoszenia Słowa, jesteście uczeni do jakiejś linii?
JS: Nie pamiętam, żeby w mojej formacji zakonnej podkreślano, że my dominikanie mamy szczególny sposób przepowiadania. Nazywamy się, jak wiadomo, Ordo Praedicatorum, czyli zakon głosicieli słowa Bożego. Ale już podczas objaśniania tej nazwy nowicjusze dowiadują się, że dewizę zakonu stanowią trzy słowa: laudare – benedicere – praedicare. Zauważmy, że bardzo istotny cel zakonu, praedicare, głosić słowo Boże, wymieniony jest dopiero na trzecim miejscu. Czymś ważniejszym powinno być dla nas laudare, uwielbiać Boga, oraz benedicere, błogosławić wszystkim, budować w sobie taki pełen życzliwości i ducha wiary stosunek do bliźnich.
Zatem dopiero jeśli będziemy pamiętać o dwóch pierwszych zadaniach, możliwe jest autentyczne głoszenie słowa Bożego. Nie jest naszym celem propaganda wiary katolickiej, bo to by naszej wierze (i nam również) uwłaczało. Już w najstarszych konstytucjach wyjaśniono, że jesteśmy w zakonie, bo szukamy najpierw własnego zbawienia i dopiero jako tacy pragniemy, poprzez głoszenie słowa Bożego, zabiegać o zbawienie naszych bliźnich. Toteż – cytuję teraz nasze obecne konstytucje – „z woli samego św. Dominika uroczyste i wspólne celebrowanie liturgii ma być zaliczane do głównych zadań naszego powołania”.
 
JC: Zatem z tego wynika dewiza św. Dominika, by mówić nieustannie z Bogiem lub o Bogu? Ważna jest tu kolejność, że najpierw mówimy z Bogiem, potem ku Bogu?
JS: To jest nie tyle dewiza, co próba opisania jego życia przez pierwszych biografów. Ale Ksiądz Redaktor jest dobrze poinformowany: najpierw z Bogiem, potem ku Bogu. Dominik był człowiekiem naprawdę rozkochanym w Bogu, toteż kiedy zobaczył, że pod wpływem propagandy albigensów ludzie niemal masowo odchodzą od wiary i od Kościoła, postanowił założyć zakon, aby ratować tych, o których zbawienie wieczne serdecznie się lękał.
Stąd druga dewiza naszego zakonu: Contemplare et contemplata aliis tradere – trwać przy Bogu, miłość Boga przede wszystkim, i owocami tej kontemplacji dzielić się z innymi. Uczniowie idący do Emaus tylko dlatego zrozumieli Pisma, że mieli szczęście spotkać Pana Jezusa i uważnie wsłuchiwali się w Jego wyjaśnienia.
 
JC: Często mówimy o potrzebie przygotowania się do głoszenia słowa Bożego. Czy jednak nie powinno to mieć miejsca także ze strony wiernych – do usłyszenia tego słowa?
JS: Nigdy dość powtarzania, że nie tylko głosiciel słowa Bożego powinien do wyjścia na ambonę rzetelnie się przygotować. Również słuchaczowi powinno naprawdę zależeć na tym, żeby głoszone mu słowo usłyszeć. Tu przypomina mi się genialny, moim zdaniem, wiersz Zbigniewa Jankowskiego pt. Oczekiwanie: Mów, Panie, bo sługa Twój / już nie słucha / tych głosów z ciała. /Już prawie go nie ma, cały / zamienił się w słuch – / w bezkresny korytarz.
Młodzi księża może już nawet o tym nie wiedzą, że w czasach przed soborem podczas głównej niedzielnej mszy, która była nazywana sumą, przed Ewangelią i kazaniem lud Boży padał na kolana i błagał Ducha Świętego o dar zrozumienia głoszonego mu słowa: „Duchu Święty, przyjdź, prosimy, Twojej łaski nam trzeba; Niech w nauce postąpimy, objawionej nam z nieba. Niech ją pojmiem z łatwością, utrzymamy z stałością, A jej światłem oświeceni, w dobrem będziem utwierdzeni”.
JC: W ten sposób modlili się ludzie, którzy regularnie słuchali słowa Bożego.
JS: Pan Jezus zwrócił nam uwagę na to, że w zasadzie wszyscy, którym głosimy słowo Boże, prawie zawsze słuchają go nie po raz pierwszy. Przypomnijmy te Jego słowa: „Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo. Żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera.  Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli” (J 4,35–38). Zatem kiedy głosimy słowo Boże, starajmy się nie zapominać o tym, że bardzo wielu ludzi przyczyniło się do tego, że teraz jesteśmy słuchani.
Każdy głosiciel słowa Bożego, któremu zależy na tym, żeby słuchacze go usłyszeli, zdaje sobie sprawę z tego, że słuchacze są różni. Podam może przykład cokolwiek marginalny. Obserwowałem to wielokrotnie, kiedy głoszone w ciągu tygodnia rekolekcje kończyły się w niedzielę. W ciągu kolejnych dni czułem się bardzo słuchany, poniekąd polubiliśmy się ze słuchaczami. Ale kiedy przyszła niedziela – a ci „nowi” to nie byli przecież niewierzący, to byli w ogromnej większości katolicy rzetelnie pilnujący coniedzielnej mszy świętej – nie czułem się już tak słuchany, jak w dniach poprzednich. Po prostu widzę w tym jakieś potwierdzenie banalnej obserwacji, że Boże słowo lepiej i głębiej słyszymy, kiedy zaczęliśmy już na nie odpowiadać.
 
JC: Co w sytuacji, gdy nie mamy czasu na przygotowanie homilii?
JS: Po prostu trzeba zdecydowanie tak się nastawić, żeby takie sytuacje się nie zdarzały. Ale jednak się zdarzają. Pamiętam taką uroczystą mszę w katedrze nie powiem której. Do kazania przygotowałem się najlepiej jak potrafię. I słyszę czytanie lekcji zupełnie nie tej, co trzeba. Szepczę do koncelebransa siedzącego obok: „Przynajmniej Ewangelię niech Ksiądz przeczyta właściwą”. „Oczywiście” – odpowiedział. I też przeczytał zupełnie inną, nie tę, która była na ten dzień wyznaczona. Ale Duch Święty ulitował się nad biednym kaznodzieją i poszło całkiem nieźle.
Miałem sytuację jeszcze trudniejszą. Zbliża się uroczysta msza pogrzebowa. Jestem już w ornacie. Proboszcz (nazwiska nawet jego znajomym nie wyjawię) mówi mi: „To ojciec niech wygłosi kazanie”. Mówię: „Nie mogę. Przecież jestem nieprzygotowany”. Nic nie pomogło. Jednak powtarzam: Takie sytuacje, że do wygłoszenia kazania czy homilii jestem nieprzygotowany, zdarzać się nie powinny.
 
JC: W „Bibliotece Kaznodziejskiej” publikujemy wypowiedzi Ojców, świętych, współczesnych autorów i papieży komentujących Ewangelie. Jest to skarbnica intuicji ewangelicznych, które mogą nam pomóc przygotować homilię.
JS: Pan Jezus wielokrotnie podkreślał, że nie głosi nam swojej własnej mądrości, u św. Jana słyszymy: „Nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca” (J 14,24; por. 7,16; 8,28). To jest pierwszy obowiązek każdego głosiciela słowa Bożego, że nie swoją mądrość mam głosić. Głoszone przez nas słowo ma być głoszone naprawdę w Kościele, a więc w taki sposób, żeby również na moje nauczanie Chrystus Pan raczył rozciągnąć swoją obietnicę, że „kto was słucha, Mnie słucha” (Łk 10,16).
Otóż nie ma w Kościele takich mędrców ani nawet takich świętych, którzy naukę Chrystusa Pana zgłębili aż do samego końca. Cztery Ewangelie, choć w sumie składają się na niewielką książeczkę, przekraczają swoją mądrością nas wszystkich. W słowie Bożym – również wtedy, kiedy wsłuchujemy się w nie z gorącym sercem i w duchu posłuszeństwa wiary – zawsze jest coś znacznie więcej, niż my w nim zauważamy. Święty Grzegorz Wielki wyraził to w paradoksalnym stwierdzeniu, że „słowa Boże wzrastają wraz z tym, kto je czyta”. A przecież pojedynczy wierzący, choćby sam nawet św. Grzegorz Wielki, to tylko niewielka cząstka Kościoła. O ileż większa jest duchowa mądrość całego Kościoła!
 
JC: Potrzebujemy pokory, by uznać, że nie jesteśmy najmądrzejsi i że nie od nas zaczyna się rozumienie słowa Bożego.
JS: To dlatego czymś niezmiernie ważnym jest wczytywać się w Ewangelię w towarzystwie Ojców Kościoła i w ogóle tych wszystkich, którzy zgłębiali ją w jedności z Kościołem. Rzecz jasna, warto zauważać i zapamiętywać sobie również te odkrywcze spojrzenia na Ewangelie, jakie usłyszeliśmy w kazaniach naszych kolegów czy nawet uczniów.
Mnie osobiście tak się zdarzyło, że już w czasach kleryckich zacząłem zapisywać różne, nieraz znalezione przypadkowo, spojrzenia na konkretne wersety ewangeliczne. Zbiór ten okazał się ogromnie przydatny, kiedy już sam głosiłem kazania i homilie. Również dzisiaj do niego zaglądam.
Krótko mówiąc, bez żadnej zasługi poniekąd od zawsze wiedziałem, że Ewangelii nie da się inaczej zrozumieć niż w kontekście mądrości Kościoła. Ewangelia przekracza każdego z nas. Nawet najwięksi mistycy i najwybitniejsi teologowie poznają zaledwie cząstkę tej mądrości jaka się znajduje w słowie Bożym. Święty Efrem wyjaśniał, że wielka to dla nas pociecha: „Przecież kiedy napijesz się, ile tylko chciałeś, nie martwisz się tym, że źródła nie wypiłeś do końca; raczej cieszy cię to, że życiodajnej wody z całą pewnością wystarczy dla wszystkich, którzy jej zapragną”.
Ta nadobfitość słowa Bożego bierze się stąd, że jego prawda płynie z samego Boga. Toteż Święty Augustyn domyśla się, że w niebie nawet Pismo Święte, nawet Ewangelie nie będą już nas w ogóle interesowały. Przecież będziemy wówczas w wiekuistym i pełnym miłości zjednoczeniu z Bogiem, zatem będziemy mieli niewyobrażalnie bezpośredni dostęp do Jego prawdy. Oto co Augustyn napisał w swoim Wykładzie Ewangelii Jana (35,9): „W tym Dniu nie będą potrzebne pochodnie: nie będziemy słuchać proroków, otwierać pism apostolskich, niepotrzebne nam będzie świadectwo Jana, nawet Ewangelii nie będziemy już potrzebować. Całe Pismo zostanie spośród nas wzięte. To w nocy obecnego świata zapalono je nam jako pochodnię, abyśmy nie pozostawali w ciemnościach”.
 

 
 
Dzięki niej „Bibliotekę Kaznodziejską” będziesz otrzymywał regularnie, w specjalnej cenie i z bezpłatną wysyłką! Sprawdź, jakie dodatkowe korzyści przygotowaliśmy dla Prenumeratorów.